Dwunasty kwietnia 2009 roku był od rana pięknym , słonecznym , Wielkanocnym dniem. Grzeczne dzieci od razu po przebudzeniu zaczęły poszukiwania prezentów , które Zając gdzieś tam im schował. Również i ja wcześnie wtedy wstałem , gdyż emocje poprzedniego dnia mocno dawały mi jeszcze do wiwatu. Wyjrzałem przez okno aby zobaczyć na parkingu prezent , który zrobiłem sam sobie. Dokładnie poprzedniego dnia w oddalonym o dwieście kilometrów Koszalinie kupiłem swój pierwszy naprawdę własny samochód. Z ciężko zarobionych i odkładanych pieniędzy nabyłem wymarzonego Fiata Bravo 2.0 20V HGT. Ta historia nie rozpoczęła się jednak w tym momencie, Musimy się cofnąć w czasie o dziesięć lat.
Fiat Bravo w chwili debiutu w Turynie w 1995 roku nie zrobił na mnie żadnego wrażenia , przeszedł bez echa w moim motoryzacyjnym świecie. Najprawdopodobniej było spowodowane to tym , że będąc nastolatkiem nie fascynowały mnie kompakty , tylko te auta których cenniki rozpoczynały się cyfrą z pięcioma zerami.
To wszystko zmieniło się w momencie , kiedy zobaczyłem swojego starszego kolegę za kierownicą złotego Bravo. Było to w lipcu 1999 roku. Za zdaną maturę Dawid dostał od rodziców ten dwuletni wówczas samochód. Silnik jaki znajdował się pod jego maską to nie robiący większego wrażenia 1.6 16V o mocy 103 KM. Jednak jak na tamte czasy był to samochód dynamiczny. Do "setki" rozpędzał się w 11 sekund. Zawsze zazdrościłem Dawidowi tego samochodu , prezentował się naprawdę atrakcyjnie - oczywiście Fiat. Aluminiowe felgi , lakier metalizowany, szyberdach , halogeny , czy zderzaki i lusterka w kolorze nadwozia oraz tylna lotka na klapie bagażnika. Hmm... Jak na lata 90. to nie było powszechne wyposażenie. W tamtym czasie zapomniałem nawet o Alfie Romeo 156 , która była moim marzeniem i odtąd sen z powiek spędzał mi ten kompaktowy "fiacik". Pamiętam jak będąc uczniem szkoły średniej chodziłem w wolnych chwilach do salonu Fiata i przesiadywałem ile się dało w kabinie Bravo.