poniedziałek, 29 czerwca 2020

6.Najważniejsze samochody w moim życiu. Część 3 - Skoda Felicia Pick-up.

Zapewne myślą Państwo : jak to , Skoda i to jeszcze pick-up , najważniejszy samochód w życiu?! Jeżeli z jej powodu czułem się bezsilny i bliski załamania nerwowego , to tak , na pewno do takiej kategorii się zalicza. Nie wszystko co najważniejsze musi być najpiękniejsze. W życiu trzeba pamiętać o dobrych i złych emocjach. O przeżyciach wspaniałych i tych dających nauczkę na całe życie , czasem bolesną. Taką początkową szkołę dojrzałości nie dała mi matura , czy służba wojskowa. Dostałem ją od prowadzenia jednoosobowej działalności gospodarczej w Naszym Kraju oraz od dwóch egzemplarzy Felicii Pick-up 1.3 MPi.



W moim życiu przyszedł taki moment , w którym nie bardzo wiedziałem jaka jest moja wartość na rynku pracy oraz jakiego szukać na siebie pomysłu. Nie ryzykowałem więc. Mój pracodawca chciał zrezygnować z firmy , w której był podwykonawcą - wypowiedzieć umowę współpracy. Jeżeli domyślają się Państwo to ta współpraca dotyczyła także i mnie , w końcu byłem kierowcą u tego Pana. Zaproponował mi abym to ja przejął po Nim obowiązki. Wiązało się to z założeniem firmy i podjęciem współpracy z tamtym zakładem. Była to jedna z firm kolportujących prasę , a więc praca w nocy. Jako , że już to robiłem dla mnie zmiana polegała by tylko na tym , że teraz pracował bym na własny rachunek. W zasadzie to już po krótkim czasie przekonałem się , ze nie była to dobra decyzja. Pomoc od mojego starego już pracodawcy polegała na tym , że w raty odsprzeda mi Felicię z instalacją gazową , którą to jeździłem dla niego od jakiegoś czasu.

Po pierwszej fakturze od firmy , dla której świadczyłem usługi , przekonałem się , że mój poprzednik nie był ze mną do końca szczery. Ledwo starczyło na zatankowanie samochodu (dziennie pokonywałem około 300 km) , a gdzie ZUS , VAT , w końcu gdzie pieniądze dla mnie?!

Ze Skody początkowo byłem zadowolony , była łatwa w naprawie , ceny części były niskie. Prócz Felicii miałem jeszcze samochód osobowy , który to w razie problemu służył mi jako transport zastępczy. Najbardziej bolały mnie jednak jakieś sytuacje awaryjne, jak zderzenie z jeleniem , czy wandale , którzy urządzili sobie na pace Skody pijalnie piwa i wina. Wyłamując tylne drzwi z plastikowej nadbudówki uszkodzili zawiasy. Jeden zawias kosztował wtedy 500 zł. Byłem załamany , gdyż już wcześniej zdążyłem się zapożyczyć u znajomych , aby załatać budżet firmowy. Tak to wyglądało , że gdy otrzymywałem wynagrodzenie , najpierw spłacałem długi , później wydatki na paliwo , podatki do Skarbu Państwa i nic już nie zostawało. Znowu zataczałem koło - pożyczki u znajomych...

Pewnym ratunkiem dla mnie była wiadomość z banku. Mogę bez zaświadczeń wziąć kredyt cztery tysiące złotych. Zdecydowałem się i kupiłem drugą Skodę Felicię , również białą , ten sam dychawiczny silnik i również z instalacją gazową. Początkowo odczułem ulgę. Jedna Skoda miała założone nowe opony i akumulator , druga całkiem zużyte opony i stała pod firmą , czekając aż zepsuje się ta druga. W takim przypadku podmieniałem tylko te części pomiędzy Skodami i jechałem dalej. Problemy jednak długo nie kazały na siebie czekać. Pewnej zimy , chyba 2010 roku , w tygodniu , w którym non stop temperatura nie schodziła poniżej -30 stopni Celsjusza obie Skody nawaliły. W jednej awaria dotyczyła skrzyni biegów , w drugiej ogrzewania. Gdy w nocy wychodziłem z domu , aby udać się do pracy prawie płakałem. Taki mróz a ja bez ogrzewania. Zapytacie pewnie dlaczego tego nie naprawiłem? Z braku pieniędzy , a z drugiej strony próbowałem nawet umówić się z różnymi mechanikami , ale nikt nie miał czasu. Byłem wtedy namiętnym palaczem papierosów. Pół biedy gdy jechałem w trasie , było jeszcze znośnie, w jednej ręce papieros , w drugiej skrobaczka do zamarzającej od środka szyby. Gorzej , gdy musiałem w miejscowościach zatrzymywać się by zostawić prasę w kioskach. To była moja tragedia. 

Na obronę mogę powiedzieć , że moje Skody nie miały łatwego życia. Wiecznie obładowane , szorowały zadem po ziemi , do tego nie miałem lekkiej prawej nogi. Ponadto zadowalało mnie spalanie LPG i naprawdę nieskomplikowana budowa , która pozwalała na w miarę łatwą obsługę. Trasę pokonywałem dziennie za około 50 zł. Dla porównania następnym salonowym już autem z silnikiem wysokoprężnym taka przejażdżka kosztowała już 130 zł. Salonowe auto stało się przymusem , większość kosztów leasingu pokrywała firma z którą współpracowałem , nie wziął bym , stracił bym pracę. Po czasie żałowałem , że nie zrezygnowałem. Cóż strach przed takimi decyzjami nie pozwalał mi ryzykować.

Moje Skody były wersjami przed liftingiem. Produkowano je w latach 1995 do 1998 roku , kiedy przeprowadzono facelifting , głównie przedniej części karoserii. Taką zmodernizowaną odmianę produkowano do 2001 roku. Obie rocznikowo równolatki - 1997 rok. Silniki miały 68 KM i na trasę w aucie , które szorowało tylną częścią nadwozia po jezdni nie nadawały się w zupełności. Z kolei był to silnik o konstrukcji przypominającej budowę cepa. Był tak prosty , że łańcuszek rozrządu , który powinien być wymieniony przy 60 tysiącach kilometrów , wymieniałem dopiero po około 150 tysiącach. Pamiętam , że było go bardzo mocno słychać , ale nawet po zerwaniu nie zagrażał spustoszeniem w silniku. W Pick-upach były jeszcze dostępne silniki benzynowy 1.6 oraz wolnossący wysokoprężny 1.9 o mocy 64 KM.

Miniatura Felicii Pick-up jest doskonałym produktem firmy Abrex. Dosłownie w każdym szczególe odwzorowuje moje Skody , łącznie z kolorem karoserii. Kupowałem ją na Allegro kilka lat temu , w starej jeszcze cenie 70 zł. Teraz te miniatury są zauważalnie droższe. Nie lubię specjalnie rozpisywać się o samym modeliku , ale powiem tylko , że w moich gablotach zawsze znajdzie się dla niej miejsce. Przypomina mi ona o naprawdę trudnych dla mnie czasach...

P.S. Ten wpis dedykuję Rodzicom. Naprawdę mi wtedy bardzo pomagali. Dziękuję!










2 komentarze:

  1. Ciekawa historia, trochę jakbym widział siebie w jeden z poprzednich prac. Najgorsze te nerwy, ciągły stres, co dziś nawali, czy się wyrobię, czy zdążę naprawić auto do jutra... a zleceniodawcy chcieliby żebyś jeździł za darmo i całował ich po rękach, że pozwalają Ci to robić... Polska rzeczywistość;)

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Było tak jak piszesz Szymon. Nikt nie pytał czy dasz radę , czy jesteś wypoczęty. Trochę lekcji od życia dostałem.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń